Od 1 stycznia 2019 r. użytkownicy wieczyści gruntów, zabudowanych na cele mieszkaniowe, z automatu staną się ich właścicielami, a to wszystko za sprawą ustawy z 20 lipca 2018 r. o przekształceniu prawa użytkowania wieczystego gruntów zabudowanych na cele mieszkaniowe w prawo własności tych gruntów (Dz. U. z 2018 r. poz. 1716). Dlaczego nowa regulacja będzie wyzwaniem dla urzędników?
W krakowskich urzędach trwają intensywne przygotowania. Nie będzie łatwo sprostać wymogom nowej ustawy. Wielkie przekształcenia rozpoczną się od obowiązku wystawienia użytkownikom wieczystym zaświadczeń o zmianie struktury własności. Szacuje się, że będzie trzeba wysłać aż 130 tysięcy takich pism. Dodatkowo konieczne jest opracowanie systemu bonifikat, czyli ulg, na które będą mogli liczyć nowi właściciele nieruchomości, jeżeli od razu zdecydują się na zapłatę całej opłaty przekształceniowej, bez rozkładania jej na raty.
Kolejne obawy, związane z wprowadzeniem nowej regulacji, dotyczą utraty znacznych wpływów do miejskiej kasy. W przypadku Krakowa jest to około 27 miliardów złotych rocznie. To potężne pieniądze. Nie dziwi zatem fakt, że urzędnicy zwlekają z określeniem systemu bonifikat. Miasto chce jeszcze na trochę „przywiązać” mieszkańców i zmusić ich do płacenia regularnej, ratalnej opłaty przekształceniowej, która nie dość, że prawdopodobnie będzie wyższa od dotychczasowej opłaty z tytułu użytkowania wieczystego, to jeszcze będzie podlegała regularnej waloryzacji, a zatem może wzrosnąć. Co zatem z tą krakowską bonifikatą? Urzędnicy w pewnym sensie wykorzystują lukę w nowej ustawie. Jeżeli bowiem chodzi o grunty, należące do Skarbu Państwa, z góry określono terminy i wysokość bonifikat. Gminom dano natomiast pewną swobodę – mogą one swobodnie ustalić wartość bonifikaty, a mogą nie skorzystać z niej wcale.
Bonifikata stała się zatem kością niezgody w krakowskim magistracie. Opozycyjny klub Prawa i Sprawiedliwości postuluje wprowadzenie bonifikat na takim samym poziomie, jak ustalono to w ustawie w kontekście Skarbu Państwa. W jego ocenie takie rozwiązanie byłoby najbardziej czytelne i sprawiedliwe dla mieszkańców. To jednak nie Prawo i Sprawiedliwość musi martwić się o krakowski budżet. Rządzący wskazują, że zachowanie takich stawek byłoby zbyt obciążające dla miejskiej kasy.