Sąd Najwyższy zajął ostatnio stanowisko w sprawie odpowiedzialności przedsiębiorstwa energetycznego za niezabezpieczenie urządzeń przesyłowych. Czy będzie to rewolucja w dziedzinie ubezpieczeń, która ułatwi dochodzenie odszkodowań?
Przypadek Damiana P.
Kwestia obowiązku odpowiedniego zabezpieczania urządzeń, należących do przedsiębiorstwa energetycznego pojawiła się w rozważaniach Sądu Najwyższego za sprawą wypadku Damiana P. W maju 2008 r. 12-letni chłopiec uległ poważnemu wypadkowi. Mieszkał wraz z rodziną w dawnym budynku dworca, zaadaptowanym na mieszkalny. Obok znajdowały się pozostałości po starej linii kolejowej wraz z przewodami sieci elektrycznej i stacją transformatorową (nadal czynną i wykorzystywaną przez właściciela linii – PKP Energetyka). Stacja nie była ogrodzona. Wokół znajdowały się jedynie znaki ostrzegawcze o możliwości porażenia prądem. 12-letni Damian P. w maju 2008 r. wszedł na transformator i został porażony przez prąd. W wyniku zdarzenia doznał ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Dochodzenie odszkodowań a przyczynienie poszkodowanego
Ubezpieczyciel PKP Energetyka stwierdził, że Damian P. w sposób znaczący przyczynił się do zdarzenia, dlatego ustalone odszkodowanie winno ulec zmniejszeniu. Zamiast 70 tys. złotych (na tyle wycenił szkodę ubezpieczyciel) otrzymał niecałe 14 tys. złotych. Proces dochodzenia odszkodowań przetoczył się przez wszystkie możliwe instancje sądów, aż trafił do Sądu Najwyższego. Ten, finalnie, po 10 latach uznał, że od nastolatków można wymagać rozumienia pewnych zakazów oraz ostrzeżeń, jednak dzieci w tym wieku nie muszą być w pełni świadome zagrożeń wynikających z działania elektryczności. To przedsiębiorstwo energetyczne ponosi natomiast odpowiedzialność za brak ogrodzenia urządzeń elektrycznych. Damian P. otrzymał kwotę 173,5 tys. złotych.